AKADEMIA KATOLICKA W WARSZAWIE

 
   
A A A
A A A A

25 kwietnia 2024 r. Imieniny obchodzą: Marek, Jarosaw, Wasyl

  Teologiczno-katechetyczne studia magisterskie trwają 6 lat, zaś studia podyplomowe 2 lata. Wykłady odbywają się w soboty. Zapraszamy do studiowania w naszym Instytucie.    
POMOCNE STRONY
AKW-Nasza Alma Mater
WSD-Seminarium im. JP II
WNK-Kuria Siedlce
Kościół-podstawowe info
Katolickie media-cz.I
Katolickie media-cz.II
Katolickie media-cz.III
Katolickie Wydawnictwa
INNE pomocne strony
 
Katecheza-dokumenty
Catechesi Tradendae (1979)
DCG (1971)
DCG (1997)
DCG (2020)
DKKKwP (2001)
PPKKKwP (2018)
PNR (2018)
Podręczniki (Dekret 2020)
II Synod Siedlecki (2018)
 
Katecheza-źródła
Biblia Tysiąclecia
KKK
Słownik KKK
Mszał Rzymski
 
Katecheza specjalna
E-kwartalnik
Chomikuj.pl
Portal katechety.pl
Studnia katechety
Pomocne opracowania
 
Prawo-wybrane akty
Ustawa-szkolnictwo...(20.07.2018)
Rozporządzenie-studia...(27.09.2018)
Rozporządz.-katecheza...(14.04.1992)
Porozumienie-KEP-MEN...(03.04.2019)
Rozporządz.kształcenie...(25.07.2019)
Rozporządzenie-awans...(06.09.2022)
 
 
MENU
Strona główna
Kontakt
Sekretariat
Afiliacja ITS
Statut ITS
Regulaminy ITS
Wczoraj i dziś ITS
FOTORELACJE z ITS
 
Rok 2023/2024
KALENDARIUM 2023/2024
Informacje (24.02.2024)
Plan 01.03-27.04.2024
Plan 04.05-29.06.2024
FOTO STUDENCI ITS-3x2
WYWIAD w KRP (14.06.2023)
 
Info dla studiujących
Zarys programu SMGR
Zarys programu PSTK
Lista wykładowców
MAGISTERIUM w AKW i w ITS
Praca dypl. w ITS-ustalenia
Praca dypl. w ITS-info
Biblioteka WSD
Regulamin praktyk w ITS
 
Pomocne formularze
Ankiety
Deklaracje
Prośby
Informacje
Różne
 
 
 
Wprowadzenie w chrześcijaństwo cd
 
 

 

 

1.       Wsłuchiwanie się w Słowo Boże

Podobnie jak między wiarą a sakramentami, tak między wiarą i Słowem Bożym istnieje ścisła współzależność. Pismo święte zakłada wiarę, a jednocześnie wymaga czynnego współdziałania, nawracania się i realizowania go w codziennym życiu, które powinno być życiem wiarą. Wiara jest bowiem odpowiedzią na Słowo Boże, jest wsłuchiwaniem się w Słowo, aby nim żyć na co dzień. Nasz stosunek do tekstu biblijnego może być dwojaki: przedmiotowy - kiedy stanowi on dla nas przedmiot badań albo pomoc w poznaniu interesującego nas zagadnienia czy rozwiązaniu jakiegoś problemu, bądź podmiotowy - gdy czytany tekst staje się dla nas słowem życia. Nasza osobista relacja do tekstu natchnionego i objawionego, jakim jest Pismo święte, winna być przede wszystkim relacją podmiotową. Pismo święte bowiem to nie „coś”, ale „Ktoś”. Chrystus, który w sposób najpełniejszy pozostaje z nami w Eucharystii, jest obecny i żyje również, choć w inny sposób, w Piśmie świętym. Na kartach Pisma świętego spotykamy się z Chrystusem żywym i prawdziwym przez dar wiary, udzielonej przez Niego samego. Kościół mówi o dwóch stołach. Przy stole słowa wierni przyjmują przez wiarę objawione Słowo Boże, przy stole eucharystycznym, sprawując „sakrament wiary”, jakim jest Eucharystia, karmią się Ciałem i Krwią Pańską. Słuszne jest więc stwierdzenie, że do Pisma świętego trzeba podchodzić tak jak do Stołu Pańskiego, by karmić się słowem Boga.

Spotkanie z osobą jest spotkaniem z obecnością, a tym samym wejściem w oczekiwany bądź niewygodny dla nas krąg oddziaływania. Pismo święte to „Ktoś”, to obecność Boga. Biorąc je do ręki, wchodzimy w krąg tej właśnie Obecności. Staje się ona dla nas „tajemnicą”, a także prawdą, która nas przenika i oświeca. „Nieznajomość Pisma świętego jest nieznajomością Chrystusa” - ostrzega św. Hieronim. Lektura Pisma świętego to podstawowy czynnik naszego wzrostu w wierze, a tym samym uczestnictwa w życiu Boga, patrzenia na siebie i otaczającą nas rzeczywistość jakby oczami Boga. Bóg objawia się nam za pośrednictwem Słowa, prowadząc nas przez poznanie ku miłości. Objawia się po to, byśmy wierząc Jego Słowu mogli przylgnąć do Niego i Jemu się powierzyć. Jeśli będziemy z wiarą „odczytywali” myśli i pragnienia Jezusa, staną się one z czasem naszymi myślami i pragnieniami.

Czytając Pismo św., kształtujemy w sobie właściwy obraz Boga. Spotkanie z Chrystusem obecnym w Słowie Bożym pomaga również odkryć Boga w otaczającym świecie. Uczy nas odczytywania tak licznych symboli, przez które możemy poznać Jego obecność w historii naszego życia, a nawet w zjawiskach cywilizacji i kultury.

2.       Modlitwa jako aktualizacja wiary

Modlitwa i wiara nie stanowią rzeczywistości odrębnych, wzajemnie jedynie od siebie uzależnionych czy istniejących obok siebie. Modlitwa pozostaje zawsze w bardzo ścisłym związku z rzeczywistością wiary, jest spotkaniem człowieka z Bogiem w wierze, jest ostatecznie postacią urzeczywistniania się wiary. Jeżeli wiara jest przylgnięciem do Chrystusa i powierzeniem się Jemu, to modlitwa jest samym oddaniem się i poświęceniem się Chrystusowi, aby w nowy sposób zostać przez Niego przyjętym i przemienionym. Jeżeli wiara jest uznaniem własnej bezradności i oczekiwaniem wszystkiego od Boga, to modlitwa jest egzystencjalnym wołaniem duchowego ubóstwa i wewnętrznej pustki człowieka, by Duch Święty wypełnił ją swą obecnością i mocą. W miarę rozwoju wiary modlitwa staje się czystsza i żarliwsza. Jako aktualizacja wiary, naznaczonej dynamizmem nawrócenia, modlitwa - podobnie jak Eucharystia czy Słowo Boże - prowadzi człowieka ku przemianie, ku nawróceniu.

W tym kontekście warto postawić sobie pytanie: ile miejsca poświęcam w swoim codziennym życiu modlitwie? Jakie miejsce zajmuje modlitwa na liście moich najważniejszych czynności? Czy jest ona na pierwszym miejscu, jako najważniejsza, czy może stanowi margines moich życiowych spraw? Z odpowiedzi na tego rodzaju pytania będzie wynikało, co w moim życiu jest ważniejsze od Boga.

W świetle wiary zaczynamy odkrywać, że najważniejszą czynnością naszego dnia jest modlitwa. To ona musi zajmować pierwsze miejsce wśród innych czynności. Kontakt z Bogiem decyduje o wartości i znaczeniu naszej pracy. Jej skuteczność zależy od tego, co jest jakby na zapleczu, a więc od naszych, może bardzo obolałych od klęczenia kolan. Im bardziej jesteśmy przytłoczeni pracą, tym więcej czasu powinniśmy poświęcać na modlitwę. Chrześcijanin, jako uczeń Chrystusa, kiedy przestaje być człowiekiem modlitwy, staje się nieprzydatny dla świata, staje się solą zwietrzałą, godną podeptania przez ludzi (por. Mt 5,13).

Problem modlitwy jest w naszym chrześcijańskim powołaniu problemem zasadniczym. Modląc się, nie tylko sami składamy hołd Chrystusowi, ale wielbimy Go w imieniu świata, który albo nie potrafi, albo nie może, albo nie chce się modlić. Jedno jest pewne: jeśli nie będziemy się modlić, nikt nas nie będzie potrzebował. Świat nie potrzebuje pustych dusz i serc. Gdy pytamy, jaka jest relacja między modlitwą i czynem, to trzeba podkreślić pierwszeństwo modlitwy i ofiary w stosunku do działania. Problem relacji między modlitwą i działaniem można ująć w stwierdzeniu: wszelkie autentyczne działanie rodzi się z modlitwy i kontemplacji. Bo wszystko, co wielkie na tym świecie, pochodzi od Boga, wszystko, co wielkie na tym świecie, rodzi się z ofiary i modlitwy.

Problem modlitwy jest problemem centralnym dla każdego chrześcijanina. Na tyle jestem chrześcijaninem, na ile potrafię się modlić. Modlitwa, a później jej poszczególne etapy, znaczą i określają naszą bliskość czy też oddalenie od Boga. Modlitwy trzeba się ciągle uczyć. Jest ona wciąż stojącym przed nami zadaniem. Aktualna forma modlitwy nie może nam wystarczać. Powinniśmy ciągle iść dalej i stale ją rozwijać. Mówiąc o modlitwie, najczęściej mamy na myśli modlitwę słowa. W tej formie modlitwy szczególny ciężar gatunkowy powinniśmy położyć na akty, w których korzymy się przed Bogiem, wyrażamy naszą wdzięczność czy prosimy o świętość. Modląc się modlitwą słowa, musimy pamiętać, że powinniśmy się modlić o to, czego oczekuje od nas Bóg. Nie może ona być modlitwą przegadaną. Pan Jezus wyraźnie przestrzega, żebyśmy nie modlili się jak poganie, którzy „myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani” (Mt 6,7).

Wiara ma decydujący wpływ na intensywność i treść modlitwy. Jeżeli wiara zmienia naszą mentalność i każe nam stawiać Boga na pierwszym miejscu, to w miarę jej rozwoju nasza modlitwa będzie upraszczała się coraz bardziej. Będzie coraz bardziej poddana działaniu Ducha (Rz 8,26-27) i coraz bardziej pochłonięta sprawami Królestwa: „Starajcie się najpierw o Królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane” (Mt 6,33). Słowo „najpierw” jest tu bardzo istotne. Chodzi o to, by Bóg był postawiony na pierwszym miejscu.

Poza modlitwą słowa, która może mieć formę modlitwy błagalnej, dziękczynnej czy modlitwy uwielbienia, istnieje pewien prostszy sposób naszego kontaktu z Bogiem. Pan Bóg chce, żebyśmy nasz sposób modlenia się coraz bardziej upraszczali. Jeżeli jest postulatem ewangelicznym, żebyśmy modlili się stale, to nasza modlitwa musi się upraszczać, bo w sposób trudny nie będziemy w stanie modlić się długo. W naszym życiu wewnętrznym przychodzi taki czas, że łatwiej jest nam myśleć o Bogu niż mówić do Niego, i wtedy przechodzimy do modlitwy prostej i skupionej na Bogu myśli, którą można nazwać pamięcią na obecność Bożą. Jest to prostsza forma modlitwy niż modlitwa słowa. Wymaga ona o wiele mniej wysiłku. Wystarczy, że myśl swoją skieruję ku Jezusowi i uświadomię sobie, że Ten, który mnie kocha, jest przy mnie. Modlitwa myśli może być wyrazem wiary, polegającym na tym, że będziemy starali się myśleć myślami Jezusa czy Maryi.

Tajemnicą modlitwy jest głód Boga, powstający w nas o wiele głębiej od poziomu naszych uczuć i mowy. Człowiek, którego pamięć i wyobraźnię trapi tłum bezużytecznych, a nawet złych myśli czy obrazów, może czasem pod ich naciskiem modlić się dużo lepiej w swym udręczonym sercu niż ten, którego umysł pławi się w jasnych pojęciach i łatwych aktach miłości. Doświadczenia te rodzą w naszym sercu modlitwę wiary człowieka ubogiego. Na modlitwie powinniśmy być ubodzy i bezradni. Jeśli nie będziemy umieli się modlić, wówczas sam Duch Święty zstąpi do naszej ubogiej duszy i będzie modlił się w nas, „w błaganiach, których nie można wyrazić słowami” (Rz 8,26).

Podsumowanie

Kiedy uczniów Chrystusa zaczęto nazywać chrześcijanami, określenie to miało wydźwięk negatywny. Byli małą grupą zwolenników nowej religii. Prześladowani, wyszydzani, poniewierani, dla swojego Mistrza gotowi byli nawet na śmierć. Z biegiem lat coraz więcej ludzi wyznawało wiarę w to, że jedynym Zbawicielem człowieka jest Jezus Chrystus, który umarł, zmartwychwstał i kiedyś powróci, by sądzić żywych i umarłych. Bycie chrześcijaninem stawało się powodem do dumy. Dziś, po prawie dwóch tysiącach lat, jedna czwarta ludzkości nosi zaszczytne imię uczniów Chrystusa, chrześcijan.

Podsumowując, zapytajmy kim jest dojrzały chrześcijanin? Chrześcijanin - to człowiek wybrany przez Boga. Jezus mówi o swoich uczniach, że zostali Mu dani przez Ojca. Nie my wybraliśmy Boga, ale On wybrał nas, dlatego możemy powiedzieć, że spotkał nas ogromny zaszczyt. Tym bardziej więc winniśmy Bogu wdzięczność. Jezus prosi Ojca za wszystkimi, których Mu dał. Bo chrześcijanin to ten, który nigdy nie jest obcy swojemu Boskiemu Mistrzowi, który jest dla Niego ważny, o którym On nigdy nie zapomni. W świecie pełnym nieszczęść mamy możnego Orędownika w niebie. To wielka łaska...

Chrześcijanin - to człowiek obdarowany życiem wiecznym, bo zna jedynego, prawdziwego Boga oraz Tego, którego On posłał, Jezusa Chrystusa, i uwierzył, że Jezus przyszedł pełnić wolę Ojca. Ta wiara - obiecuje Jezus - zaowocuje kiedyś oglądaniem Boga twarzą w twarz. Chrześcijanin - to człowiek, który modli się jak Apostołowie wraz z niewiastami i Matką Jezusa. Trudno być uczniem Chrystusa, jeśli zapomina się o spotykaniu się z Nim. Bez modlitwy wiara zamienia się w odwołującą się do Boga ideologię. Jeśli się nie modlimy, prawdziwe Boże życie w nas zamiera. Chrześcijanin - to ten, kto trwa we wspólnocie - jak Apostołowie po powrocie z Góry Oliwnej, gdzie byli świadkami wniebowstąpienia Jezusa. Bardzo ważne są nasze wspólne spotkania na Eucharystii, spowiedź nie przed samym tylko Bogiem, ale za pośrednictwem kapłana. To pomaga patrzeć na sprawy wiary bardziej obiektywnie, a nie tylko na podstawie własnych odczuć.

Chrześcijanin - to ten, który dla imienia Chrystusa gotów jest przyjąć cierpienie i prześladowanie. „Błogosławieni jesteście, jeśli złorzeczą wam z powodu imienia Chrystusa” (1 P 4,14). Otwartość na różnorodne sprawy świata to bardzo ważna cecha dojrzałego chrześcijanina, ale nie musimy się starać przypodobać światu za wszelką cenę. Mamy być wierni Ewangelii. Wtedy spoczywa na nas „Duch chwały, Boży Duch”. Być chrześcijaninem, należeć do Chrystusa, to naprawdę brzmi dumnie. W świecie, który oskarża chrześcijan o naiwność czy brak samodzielności w myśleniu, nie ma miejsca na obojętność.

Zasadniczym wyzwaniem, wobec którego stają dzisiaj chrześcijanie, jest kwestia jednoznacznej tożsamości, wyrażająca się w pytaniach: jak być chrześcijaninem w naszych czasach?; co robić, aby nie utracić tego, co dla chrześcijanina jest najbardziej istotne i co odróżnia go od innych? Żyjemy bowiem w świecie zsekularyzowanym, który na rozmaite sposoby stara się naszą chrześcijańską tożsamość «rozcieńczyć», zneutralizować. Nawet wśród osób, które uważają się za poprawnych katolików, szerzą się modele religijności selektywnej, która cenzuruje Ewangelię z prawd i nakazów, wymagających ofiary i poświęcenia. Szerzy się wiara pełna zastrzeżeń i kompromisów z mentalnością tego świata (wiara typu: „tak, ale”...), chrześcijaństwo, które zatraciło jedność pomiędzy wiarą a życiem. Pod wpływem współczesnej kultury laickiej wiarę zamyka się wyłącznie w sferze życia prywatnego i w konsekwencji chrześcijanie stają się dzisiaj w świecie coraz mniej czytelni i coraz mniej widoczni. W kontekście europejskim Ojciec Święty Benedykt XVI często mówi o „chrześcijaństwie zmęczonym”, które utraciło odwagę bycia sobą. Co w tej sytuacji należy czynić? Przede wszystkim trzeba wsłuchać się w wezwanie św. Pawła: „Przeto przypatrzcie się bracia powołaniu waszemu” (1 Kor 1,26). Innymi słowy, trzeba wracać do źródeł prawdy o tym, kim jest chrześcijanin ze swego powołania i jaka jest jego misja w Kościele i świecie. Na czym polega tożsamość chrześcijańska? Błogosławiony Jan Paweł II, jako arcybiskup krakowski, zdefiniował tożsamość w sposób następujący: „tożsamość to znaczy wiem, kim jestem i biorę odpowiedzialność za to, kim jestem”. Tożsamość wyraża się więc najpierw na poziome świadomości: «wiem, kim jestem», wiem, jakie jest moje powołanie. Dzisiaj, niestety, panuje wśród chrześcijan bardzo często zamęt i ignorancja. Nawet pośród tych, którzy uważają się za katolików, wielu ma idee bardzo mgliste co do istoty chrześcijaństwa. Ale jeszcze ważniejszy jest poziom postaw życiowych: „biorę odpowiedzialność za to, kim jestem”. Za wiarą musi iść życie, konkretne decyzje. Sobór Watykański II ostrzega: „Rozłam pomiędzy wiarą wyznawaną a życiem codziennym, występujący u wielu, trzeba zaliczyć do ważniejszych błędów naszych czasów” (KDK 43).

Św. Ignacy Antiocheński zostawił nam wspaniałe świadectwo, nad którym warto często medytować: „Dla mnie proście tylko o moc ducha i ciała, bym nie tylko mówił, ale i chciał, abym nie tylko uchodził za chrześcijanina, ale był nim rzeczywiście. Jeśli zostanę nim rzeczywiście, będę miał prawo nosić to imię” (List do Rzymian, 3,1). Imię chrześcijanina zobowiązuje. Zapytajmy wreszcie, jakie są główne cechy tożsamości chrześcijańskiej? Przede wszystkim wyrasta ona na fundamencie wiary żywej i dojrzałej, która angażuje człowieka w tym, co dla niego najbardziej istotne. Zakłada osobisty wybór i decyzję, a nie ogranicza się tylko do poziomu tradycji i obyczaju. W jej centrum znajduje się doświadczenie osobistego spotkania z Chrystusem. Nasza tożsamość chrześcijańska ma ponadto charakter sakramentalny, gdyż wyrasta z sakramentu chrztu św. Wzrasta ona zawsze w Kościele, to znaczy w ramach konkretnych wspólnot chrześcijańskich: przede wszystkim na łonie rodziny chrześcijańskiej, a następnie w parafii, w stowarzyszeniach, wspólnotach i ruchach kościelnych. Są to niezwykle ważne środowiska formacji. W naszych czasach, w tym wielkim dziele wychowania do wiary dojrzałej, wspólnoty, stowarzyszenia i ruchy odkrywają szczególną rolę. Wreszcie nie można zapominać, iż w tożsamość chrześcijańską wpisana jest głęboko cecha „znaku sprzeciwu”. Bycie uczniem Chrystusa zawsze kosztuje i wymaga ofiary. Chrześcijaninowi nie wolno upodabniać się do tego świata (por. Rz 12,2). Winien on być ewangelicznym zaczynem w świecie, musi mieć odwagę pójścia pod prąd. Kard. Joseph Ratzinger powiedział kiedyś dosadnie: „Uczniowie Chrystusa winni być solą, a nie cukrem ziemi”.

Dla każdego chrześcijanina kwestia tożsamości jest zawsze otwarta i nie da się jej rozwiązać raz na zawsze. „Raz dokonawszy wyboru, ciągle wybierać muszę” - mówi poeta. Oznacza to, iż egzamin z naszego chrześcijaństwa zdajemy codziennie, w każdej sytuacji.



 

 
     

Copyright 2007 - Realizacja KreAtoR